Pewnego dziwnego popołudnia, na tarasie okazałej willi pod Warszawą, ciszę przerwał ostry śmiech Wandy. Wskazała palcem na Zofię, służącą, która dźwigała na plecach ciężki worek ze śmieciami, i z okrucieństwem w głosie rzuciła: „Twoja wartość mieści się w tym worku.”
Powietrze zastygło, ciężkie i nieruchome. Oczy Zofii napełniły się łzami, lecz zacisnęła usta i ruszyła dalej, zachowując resztki godności. Latami znosiła upokorzenia, lecz ten raz zabolał szczególnie.
Wanda, wyniosła i pewna siebie, założyła ręce na piersi i wybuchła sztucznym śmiechem, pragnąc pokazać, kto tu rządzi. Nie spodziewała się jednak, że ktoś obserwuje jej każdy ruch – ktoś, czyje zdanie znaczyło więcej niż wszystkie jej pieniądze. Za nią stał Jakub, jej bogaty narzeczony, sparaliżowany tym, co usłyszał.
Nie mógł uwierzyć własnym uszom. Wpatrywał się w Zofię, widząc w niej nie tylko pracownicę, ale człowieka, którego właśnie zdeptano. Serce waliło mu z gniewu, lecz przez chwilę milczał, przetrawiając okrucieństwo kobiety, z którą chciał dzielić życie.
Wanda, nieświadoma burzy, którą wywołała, odwróciła się do Jakuba, szukając aprobaty. „Kochanie, popatrz tylko, jak się wlecze z tym śmieciem. Czy to nie żałosne? Nawet nie wie, po co tu jest. Tylko szpeci ten dom.” Jej dumny uśmiech czekał na potwierdzenie, ale na twarzy Jakuba zamiast tego zastygł chłód. Goście w milczeniu spuszczali wzrok, podczas gdy Zofia odłożyła worek i po raz pierwszy podniosła oczy.
„Pani Wandzio,” odezwała się cicho, lecz wyraźnie, „może dla pani jestem niczym, ale każdego dnia daję z siebie wszystko, żeby ten dom lśnił. Nie zasługuję, by mnie deptać.”
Słowa te przecięły powietrze jak nóż. Wanda na moment oniemiała, jej twarz skrzywiła się z irytacją. „Ty mi odpowiadasz?” warknęła, podnosząc głos. „Jesteś służącą. Masz słuchać, nie wygłaszać tanie przemowy. Naucz się swojego miejsca, bo to ja tu rządzę.”
Zofia stała niewzruszona, choć w środku pękała na kawałki. Wtedy Jakub wystąpił naprzód. Jego oddech był ciężki, spojrzenie lodowate. Nie mógł już patrzeć, jak kobieta, którą kochał, pastwi się nad innym człowiekiem. Każde słowo Wandy oddalało go od niej. A gdy zobaczył siłę i ból w oczach Zofii, zrozumiał prawdę, której nie mógł dłużej ignorować.