Zapłacę ci fortunę za tłumaczenie” – bogacz wyśmiewa się… aż sprzątaczka go uciszaBogacz zbladł, gdy sprzątaczka perfekcyjnie przetłumaczyła tekst, a on zrozumiał, że prawdziwa wartość nie zawsze leży w portfelu.6 min czytania.

Dzielić

Wojciech Krawczyk wybuchnął śmiechem w swojej luksusowej biurowie. Dam ci cały mój majątek, jeśli to przetłumaczysz. Halina, woźna, sięgnęła po kartkę drżącymi dłońmi. To, co padło z jej ust, sprawiło, że śmiech zamarł mu na twarzy na zawsze. Wojciech Krawczyk odchylił się na swoim włoskim skórzanym fotelu wartym setki tysięcy złotych, obserwując przez panoramiczne okno z 47. piętra mrówczą krzątaninę ludzi na ulicach miasta, które praktycznie do niego należało.

W wieku 45 lat zbudował imperium deweloperskie, które uczyniło go najbogatszym człowiekiem w kraju, ale też najbezwzględniejszym. Jego biuro było pomnikiem ego – ściany z czarnego marmuru, dzieła sztuki droższe niż całe domy i widok, który stale przypominał mu, że stoi ponad wszystkimi.

Ale Wojciech nie czerpał radości z bogactwa. Najbardziej lubił władzę, jaką dawało mu upokarzanie tych, których uważał za gorszych. “Panie Krawczyk” – drżący głos sekretarki przerwał jego myśli przez intercom. “Tłumacze już przyszli”. “Niech wejdą” – odparł z okrutnym uśmiechem. Czas na przedstawienie.

Przez ostatni tydzień rozpuszczał po całym mieście pogłoski o wyzwaniu, które uważał za niemożliwe. Otrzymał tajemniczy dokument jako część rodzinnego spadku – tekst napisany w wielu językach, którego nikt nie potrafił w pełni rozszyfrować. Starożytne pismo przypominało mieszankę arabskiego, mandaryńskiego, sanskrytu i innych dialektów, których nawet eksperci nie potrafili zidentyfikować. Ale Wojciech zamienił to w swoją ulubioną grę w publiczne upokarzanie.

“Panie i panowie” – wykrzyknął, gdy pięciu najbardziej renomowanych tłumaczy w mieście nerwowo weszło do jego biura. “Witam w wyzwaniu, które uczyni was milionerami albo publicznymi nieudacznikami.” Tłumacze wymienili między sobą zaniepokojone spojrzenia. Był tam doktor Nowak, specjalista od języków słowiańskich, profesor Wang – ekspert od chińskich dialektów, Ali Rashid – tłumacz z arabskiego i perskiego, doktor Petrova – lingwistka specjalizująca się w martwych językach i Robert Kowalski, który chełpił się znajomością ponad 20 języków.

“Oto dokument” – Wojciech pomachał starożytnymi kartkami jak szmatą. “Jeśli któryś z was, ci rzekomi geniusze językowi, przetłumaczy to w całości, oddam wam cały mój majątek. Cały. Mówimy o 200 milionach złotych.” W pomieszczeniu zapadła ogłuszająca cisza. Tłumacze stracili oddech na wieść o skali oferty. “Ale” – ciągnął Wojciech z sadystycznym uśmiechem – “gdy zawiedziecie, a jestem pewien, że tak się stanie, każdy z was zapłaci mi milion złotych za stratę czasu i publicznie przyzna, że jest oszustem.”

“Panie Krawczyk” – wyjąkał doktor Nowak – “to kwota niemożliwa do zapłacenia.” Wojciech zerwał się z miejsca, uderzając pięścią w biurko. “Żaden z was nie ma miliona, bo żaden z was nie jest wart miliona! Ale ja mam 200 milionów, bo jestem lepszy od was wszystkich!”

W powietrzu wisiała gęsta od napięcia cisza. Tłumacze wymieniali spojrzenia pełne przerażenia i upokorzenia. “No cóż?” Wojciech zaczął chodzić wokół nich jak drapieżnik. “Już nie jesteście tacy pewni swoich umiejętności? Już nie chcecie pokazać, jacy jesteście mądrzy?”

W tej chwili drzwi otworzyły się bezszelestnie. Weszła 52-letnia Halina Wiśniewska z wózkiem na sprzątanie. Pracowała w tym budynku od 15 lat, zawsze niewidzialna dla takich jak Wojciech. Jej granatowy uniform był nieskazitelny, mimo że zaczynała zmianę o piątej rano. “Przepraszam, panie” – szepnęła Halina ze spuszczoną głową. “Nie wiedziałam, że ma pan spotkanie. Wrócę później.”

“Nie, nie” – Wojciech zatrzymał ją okrutnym śmiechem. “Zostań. To będzie zabawne.” Zwrócił się do tłumaczy: “Popatrzcie, oto Halina, nasza kochana woźna. Halina, powiedz tym ekspertom, jakie masz wykształcenie.”

Halina poczuła, jak gorąco zalewa jej policzki. “Panie, ja tylko szkołę podstawową skończyłam.”

Wojciech klasnął sarkastycznie. “A oto pięciu doktorów i profesorów, którzy prawdopodobnie nie potrafią tego, co Halina robi codziennie – czyścić butów jak się należy.”

Tłumacze spuścili wzrok, zawstydzeni nie tylko własnym upokorzeniem, ale też tym, jak Wojciech traktował Halinę. Nagle wpadł na “świetny” pomysł. “Halina, chodź tu. Chcę, żebyś to zobaczyła.” Halina podeszła powoli, jej dłonie kurczowo ściskały uchwyt wózka. “Spójrz na ten dokument.” Wojciech przystawił jej kartki przed oczy. “Ci pięciu geniuszy nie potrafią go przetłumaczyć. A ty dasz radę?”

Było to pytanie retoryczne, okrutny żart mający upokorzyć zarówno Halinę, jak i zawodowych tłumaczy. Halina spojrzała na papiery i coś dziwnego przemknęło przez jej oczy. Na moment, który umknął uwadze wszystkich oprócz profesor Wang, Halina jakby rozpoznała coś w tekście.

“Ja… ja nie potrafię tego przeczytać, proszę pana” – odpowiedziała cicho.

“Oczywiście, że nie!” – Wojciech wybuchnął śmiechem. “Woźna, która ledwo skończyła podstawówkę, podczas gdy ci rzekomi eksperci z uniwersytetów też nie potrafią!”

Zwrócił się do tłumaczy, a jego głos stał się jadowity: “Widzicie tę ironię? Przez lata braliście fortuny za tłumaczenie dokumentów, a teraz nie potraficie czegoś, czego nawet Halina, która żyje ze sprzątania toalet, by nie potrafiła.”

Halina zacisnęła zęby. Przez 15 lat znosiła takie komentarze, ale tym razem ból był głębszy niż zwykle.

“Ale dość zabawy” – Wojciech wrócił za biurko. “Doktorze Nowak, pan pierwszy. Niech mi pan pokaże, dlaczego bierze 800 zł za godzinę.”

Doktor Nowak podszedł do dokumentu z drżącymi dłońmi. Przez 20 minut próbował rozszyfrować znaki, ale było jasne, że walczy z przegraną. Tekst zdawał się zmieniać między różnymi systemami pisma, nie trzymając się żadnej znanej logiki.

“To… to wygląda na mieszankę kilku starożytnych języków, ale struktura…”

Wojciech przerwał: “Następny!”

Jeden po drugim tłumacze próbowali i zawodzili. Niektórzy rozpoznali pojedyncze słowa w różnych językachHalina w końcu uniosła głowę, spokojnie złożyła dokument na biurku i zaczęła płynnie czytać tekst, najpierw po chińsku, potem po arabsku, sanskrycie i innych językach, których tajniki znała od lat, a gdy skończyła, spojrzała prosto w oczy Wojciechowi i powiedziała: “Teraz pan rozumie, że prawdziwa wartość człowieka nie mierzy się metką garnituru, a tym, co nosi w sercu i umyśle.”

Leave a Comment