Milioner wraca wcześniej do domu… i ledwo nie mdleje z wrażenia4 min czytania.

Dzielić

Milioner wrócił do domu wcześniej i omal nie zemdlał na widok tego, co ujrzał. Wojciech Kowalski nigdy nie czuł się tak zagubiony jak w ostatnich miesiącach. Ten utytułowany biznesmen, zarządzający jedną z największych firm budowlanych w Warszawie, odkrył, że cały jego majątek nie znaczy nic, gdy próbował uleczyć złamane serce trzyletniej dziewczynki.

Postanowił więc opuścić wcześniej spotkanie z japońskimi inwestorami. Coś wewnątrz niego popychało go do domu, dziwne przeczucie, którego nie potrafił wytłumaczyć. Gdy otworzył drzwi kuchni w swojej willi na Mokotowie, musiał wesprzeć się o framugę, by nie upaść.

Jego córka, Marysia, siedziała na ramionach służącej, obie śpiewały dziecięcą piosenkę, zmywając razem naczynia. Dziewczynka śmiała się w sposób, którego nie widział od miesięcy. „Teraz dobrze potrzyj tutaj, księżniczko” — mówiła Krysia, służąca, prowadząc małe rączki dziecka. „Jaka ty jesteś mądra dziewczynka”. „Ciociu Krysiu, czy mogę robić bańki mydlane?” — zapytała Marysia dźwięcznym głosikiem, który Wojciech myślał, że stracił na zawsze.

Biznesmen poczuł, jak drżą mu kolana. Odkąd Danusia zginęła w wypadku samochodowym, Marysia nie wypowiedziała ani słowa. Najlepsi dziecięcy psycholodzy w kraju zapewniali, że to normalne, że dziewczynka potrzebuje czasu, by oswoić się ze stratą. Ale tu, w tej kuchni, rozmawiała swobodnie, jak gdyby nic się nie wydarzyło.

Krysia zauważyła jego obecność i omal nie upuściła dziewczynki. „Panie Wojciechu, nie spodziewałam się…” — zaczęła tłumaczyć się, wyraźnie zdenerwowana. „Tatusiu!” — zawołała Marysia, lecz natychmiast się skuliła, jakby zrobiła coś złego. Wojciech wybiegł do gabinetu, zatrzaskując drzwi. Drżącymi dłońmi nalał sobie kieliszek wódki.

Scena, którą właśnie widział, wstrząsnęła nim w sposób niezrozumiały. Jak to możliwe, że ta młoda kobieta w kilka miesięcy osiągnęła to, czego on nie potrafił? Dlaczego jego własna córka mówiła ze służącą w sposób, w jaki już dawno nie rozmawiała z nim?

Następnego ranka Wojciech udawał, że idzie do pracy jak zwykle, lecz zaparkował auto kilka ulic dalej i wrócił piechotą. Musiał zrozumieć, co dzieje się w jego domu. Wszedł tylnym wejściem i udał się prosto do gabinetu, gdzie szybko zainstalował małe kamery, które kupił po drodze.

Przez cały następny tydzień wychodził wcześniej z biura, by oglądać nagrania. To, co odkrył, zburzyło go jeszcze bardziej. Krysia Nowak, zaledwie dwudziestoczteroletnia, zamieniała każdą domową czynność w edukacyjną zabawę. Rozmawiała z Marysią o wszystkim – od kolorów pranych ubrań po składniki przygotowywanych potraw.

„Patrz, księżniczko, ile mamy tu marchewek?” — pytała Krysia, krojąc warzywa. „Jedna, dwie, trzy, pięć!” — odpowiadała Marysia, klaszcząc w dłonie. „Brawo, jaka mądra! A wiesz, dlaczego marchewka jest pomarańczowa?” „Nie wiem, ciociu Krysiu”. „Bo ma specjalną witaminę, która sprawia, że nasze oczy są mocne i widzą wszystko, co piękne na tym świecie”. Wojciech obserwował te sceny z mieszanką wdzięczności i zazdrości.

Wdzięczności, bo jego córka wyraźnie wracała do siebie. Zazdrości, bo nie potrafił stworzyć tej więzi, która między nimi wydawała się tak naturalna. Nagrania ujawniły jednak coś, co go zaniepokoiło. Pani Zofia Nowakowska, gospodyni pracująca w domu od dwudziestu lat, patrzyła na Krysię z nieustanną podejrzliwością.

Kobieta, która pomagała wychowywać samego Wojciecha, wyraźnie nie pochwalała metod młodszej służącej. „Krysiu, przekraczasz granice” — usłyszał w jednym z nagrań głos pani Zofii. „Nie twoją rolą jest uczyć dziecko. Zatrudniono cię do sprzątania”.

„Pani Zofio, ja tylko chcę pomóc” — odpowiedziała Krysia łagodnie, ale stanowczo. „Marysia to wyjątkowa dziewczynka”. „Wyjątkowa czy nie, to nie twoja sprawa. Rób swoją robotę i koniec”. Napięcie było wyczuwalne nawet przez ekran komputera. Wojciech zrozumiał, że w jego domu zderzają się dwa różne światy, a on tkwił w samym środku cichej wojny, o której nawet nie wiedział.

W czwartek odebrał telefon, który zmienił wszystko. Dzwoniła dyrektorka przedszkola, do którego Marysia niedawno zaczęła chodzić. „Panie Wojciechu, mam wspaniałą wiadomość” — powiedziała nauczycielka, pani Anna. „Marysia w końcu zaczęła bawić się z innymi dziećmi. Dzisiaj bawiła się w dom z trzema dziewczynkami i opowiadała, jak pomaga cioci Krysi w domu”.

Wojciech upuścił papiery, które trzymał w ręku. „Jak to, proszę pani?” „Mówiła, że uczy się gotować, sprzątać, że ciocia Krysia opowiada jej bajki o księżniczkach, które pomagają w domu. To niesamowite, jak dziewczynka się zmieniła. Czy stosowali państwo jakieś nowe metody?” „Nie, nie do końca…” — wydukał Wojciech.

Leave a Comment