Widziałam, jak jej dłoń zawisła nad moją szampanką przez dokładnie trzy sekundy. Trzy sekundy, które zmieniły wszystko. Kryształowy kieliszek stał na głównym stole, czekając na toast, na moment, gdy uniosę go do ust i wypiję to, co moja nowa teściowa właśnie do niego wsypała.
Białe, drobne tabletki rozpuściły się szybko, pozostawiając ledwie ślad w złocistych bąbelkach. Karolina nie wiedziała, że ją obserwuję. Myślała, że jestem po drugiej stronie sali weselnej, śmiejąc się z druhnami, pochłonięta radością swojego dnia ślubu. Myślała, że jest sama. Myślała, że jest bezpieczna.
Ale widziałam wszystko. Serce waliło mi jak młot, gdy patrzyłam, jak nerwowo rozgląda się na boki, jej wypielęgnowane palce drżały, gdy odsunęła je od mojego kieliszka. Na jej ustach pojawił się cienki, zadowolony uśmiech – taki, od którego krew w żyłach zamarza. Nie myślałam. Po prostu działałam.
Zanim Karolina wróciła na swoje miejsce, prostując jedwabną sukienkę i przyklejając do twarzy uśmiech matki pana młodego, ja już zamieniłam kieliszki. Mój stał teraz przed jej krzesłem. Jej – czysty – czekał na mnie.
Karolina uniosła swój pierwsza.
Jej diamenty migotały w świetle żyrandola, gdy się uśmiechała – tym ćwiczonym, doskonałym uśmiechem, który oszukał wszystkich poza mną. Fotograf pstrykał zdjęcia, goście się śmiali, a zespół grał cichą jazzową melodię.
— Za rodzinę — powiedziała, jej głos brzmiał słodko i pusto.
Wszyscy unieśli kieliszki.
— Za rodzinę — powtórzyłam, czując, jak puls uderza mi w skroniach.
Nasze spojrzenia spotkały się przez stół. Jej oczy były zbyt rozjaśnione, wyraz twarzy odrobinę zbyt pełen oczekiwania.
A potem – wypiła.
Powolny, przemyślany łyk.
Patrzyłam, jak przełyka, jak bąbelki suną po jej umalowanych ustach. Każdy instynkt krzyczał, że to niemożliwe.
Ale było.
I gdy jej kieliszek cicho zastukał o obrus, wiedziałam, że coś nieodwracalnego właśnie się rozpoczęło.
***
**Godzinę później**
Wesele wciąż trwało – śmiechy, brzęk sztućców, zapach pieczonej kaczki i szampana. Mój mąż, Krzysztof, tańczył ze swoimi świadkami, policzki zaróżowione od szczęścia.
Uśmiechnęłam się, gdy na mnie spojrzał. Nawet pomachałam.
Ale w środku rozpadałam się na kawałki.
Co kilka minut zerkałam w stronę Karoliny. Siedziała obok męża, uśmiechając się zbyt szeroko, od czasu do czasu dotykając skroni, jakby coś ją uwierało.
Najpierw myślałam, że to wyrzuty sumienia.
Potem zauważyłam, jak kolor znika z jej twarzy.
Mrugnęła szybko, raz, dwa – potem złapała krawędź stołu, gdy diamentowa bransoletka zsunęła się z jej nadgarstka.
Coś się z nią działo.
Cokolwiek wsypała do mojego kieliszka… teraz płynęło w jej żyłach.
Żołądek ścisnął mi się w węzeł.
*Boże.*
A jeśli nie chciała mnie zabić? Jeśli to było coś innego – coś, co miało mnie upokorzyć, uczynić słabą, albo…
Cichy łomot przerwał moje myśli.
Krzesło Karoliny odskoczyło. Zachwiała się raz – dwa – potem runęła na podłogę, jej głowa uderzyła z głuchym trzaskiem, który przebił się przez muzykę.
Rozległy się krzyki.
Zespół przestał grać. Goście rzucili się w jej stronę.
— Mamo! — Krzysztof padł na kolana obok niej.
Ktoś wzywał lekarza. Ktoś inny – karetkę.
Ja stałam w miejscu, sparaliżowana, kieliszek wciąż zimny w dłoni.
***
**Dwie godziny później**
Sala weselna była pusta. Światła przygaszone. Na marmurowe ściany padały czerwone i niebieskie błyski.
Karolinę zabrano do szpitala. Krzysztof pojechał z nią. Zostałam sama, otoczona niedojedzonym tortem i więdnącymi kwiatami.
Organizator szepnął coś o przełożeniu podróży poślubnej. Skinęłam głową bez przekonania.
Telefon zadrżał. Na ekranie pojawiło się imię Krzysztofa.
Odebrałam z drżącymi rękami.
— Jak ona się czuje?
— Robią badania — wykrztusił. — Jest przytomna, ale zdezorientowana. Lekarze mówią, że ciśnienie spadło nagle… podejrzewają reakcję alergiczną.
*Alergiczną.* Serce przyspieszyło.
— Wyjdzie z tego — dodał szybko. — Zostawiają ją na noc do obserwacji.
Nie wiedziałam, czy czuć ulgę, czy przerażenie.
Bo teraz pojawią się pytania.
A Karolina? Ona będzie miała odpowiedzi.
***
**Następnego ranka**
Zanim dotarliśmy z Krzysztofem do szpitala, Karolina już siedziała na łóżku, blada, ale przytomna.
Jej wzrok od razu padł na mnie. Coś zimnego i ostWiedziałam, że ta wojna dopiero się zaczęła, ale teraz, patrząc w jej lodowate oczy, miałam pewność — to ja trzymam broń.



