Rozdział 1: Cień na korytarzu
Alicja Kowalska opanowała sztukę bycia niewidzialną już w trzeciej klasie liceum im. Adama Mickiewicza w Lublinie. Poruszała się po korytarzach jak duch, z pochyloną głową, zgarbionymi ramionami, jej obecność była tak niezauważalna, że nauczyciele czasem zapominali odhaczyć ją na liście obecności, nawet gdy siedziała w pierwszej ławce. Za duże bluzy z kapturem, znoszone dżinsy i zwyczaj jedzenia obiadu w samotności w bibliotece stworzyły pancerz anonimowości, który chronił ją przed szkolną hierarchią i drobnymi okrucieństwami typowymi dla nastoletniego życia.
Ale niewidzialność, jak się okazało, była też supermocą.
Z pozycji obserwatora Alicja widziała wszystko. Wiedziała, którzy uczniowie handlowali narkotykami za salą gimnastyczną, którzy nauczyciele faworyzowali uczniów w sposób graniczący z nieodpowiednim, a którzy popularni uczniowie ukrywali zaburzenia odżywiania, problemy rodzinne czy trudności w nauce pod starannie utrzymanym fasadami. Najważniejsze jednak było to, że dokumentowała systematyczne rządy terroru Darka „Tankiego” Nowaka, kapitana drużyny piłki nożnej, dla którego główną rozrywką było uprzykrzanie życia innym.
Tanki był wszystkim, czym Alicja nie była – prawie dwa metry mięśni i pewności siebie, z charyzmą, która sprawiała, że dorośli mu ufali, a rówieśnicy się go bali. Wcześnie zrozumiał, że kombinacja sportowych osiągnięć, zamożności rodziców i fizycznej przewagi chroni go przed konsekwencjami, pozwalając traktować słabszych jak swoją rozrywkę. Nauczyciele przymykali oko na jego okrucieństwo, bo przynosił szkole puchary. Dyrekcja ignorowała skargi, bo jego ojciec hojnie wspierał sekcje sportowe. Inni uczniowie milczeli, bo stanąć Tankiemu na drodze znaczyło stać się jego następnym celem.
Przez trzy lata Alicja obserwowała, jak Tanki metodycznie niszczy pewność siebie i bezpieczeństwo dziesiątek uczniów. Widziała, jak wpycha pierwszaków do szafek, zabiera kieszonkowe tym, którzy nie mogli sobie na to pozwolić, i rozpowszechnia plotki, które doprowadziły niejednego ucznia do zmiany szkoły. W jej głowie powstała katalog ofiar, jego metod i zaniedbań dyrekcji, które pozwalały mu działać bezkarnie.
Punktem zwrotnym stał się pewien październikowy wtorek, gdy Alicja przyszła do szkoły wcześniej i usłyszała odgłosy cierpienia dobiegające z łazienki koło sali gimnastycznej. W środku znalazła Krzysia Wiśniewskiego, drobnego ucznia drugiej klasy, w grubych okularach, który poruszał się z nerwowością kogoś, kto cały czas spodziewa się problemów. Krzyś skulił się na podłodze, trzymając lewą rękę przy piersi, a po jego twarzy spływały łzy bólu i upokorzenia.
Nad nim stał Tanki, z zadowoleniem zaciskając pięści. – Następnym razem dwa razy się zastanowisz, zanim wepchniesz się na mnie na korytarzu, okularniku.
– Przepraszałem – wyszeptał Krzyś przez zaciśnięte zęby. – To był przypadek.
– Przypadki mają konsekwencje – odparł Tanki, kopiąc delikatnie w kontuzjowane ramię Krzyśia, wywołując ostry krzyk bólu. – Może teraz nauczysz się patrzeć, gdzie idziesz.
Alicja pomogła Krzyśowi dotrzeć do pielęgniarki po wyjściu Tankiego i została z nim, aż przyjechało pogotowie. Chłopak miał złamaną rękę w dwóch miejscach, wymagającą operacji i miesięcy rehabilitacji, co mogło wpłynąć na jego grę na skrzypcach – jego jedyną radość i szansę na stypendium muzyczne.
Gdy dyrektor, pan Kowalczyk, przesłuchiwał uczniów w tej sprawie, szybko powstała oficjalna wersja wydarzeń: Krzyś poślizgnął się w łazience i niefortunnie upadł. Nikt nie widział żadnej awantury. Tanki był na siłowni z kolegami z drużyny, którzy potwierdzili jego alibi. Śledztwo zamknięto w ciągu doby.
Ale Alicja widziała wszystko. I w przeciwieństwie do innych uczniów, nie bała się Tankiego Nowaka.
—
**Rozdział 2: Konfrontacja**
Okazja do wymierzenia sprawiedliwości pojawiła się trzy tygodnie później, podczas rutynowego apelu na temat przygotowań do studiów. Tanki był tego dnia wyjątkowo wściekły, bo dostał upomnienie od trenera za słabe oceny, które mogły zagrozić jego udziałowi w meczach. Potrzebował ofiary dla swojej frustracji, a obecność Alicji na korytarzu okazała się idealna.
Alicja szła właśnie do biblioteki, jak zwykle w porze obiadowej, gdy Tanki stanął jej na drodze z drapieżnym uśmiechem, który jego ofiary znały aż za dobrze.
– A to co za niespodzianka – powiedział głośno, by zwrócić uwagę uczniów idących na apel. – Jeśli to nie nasza szkolna kapusia. Słyszałem, że zadajesz pytania na tematy, które cię nie dotyczą.
Alicja przestała iść, ale nie ustąpiła. Wokół nich inni uczniowie zwolnili, wyczuwając napięcie, które zazwyczaj poprzedzało publiczne upokorzenia Tankiego. Telefony pojawiły się w dłoniach – koledzy szykowali się do nagrania tego, co miało się wydarzyć.
– Nie wiem, o czym mówisz – odparła cicho, choć oboje wiedzieli, że kłamie.
Tanki dowiedział się przez szkolną plotkarską sieć, że Alicja wypytywała znajomych Krzyśia o jego kontuzję, wyrażając wątpliwości co do oficjalnej wersji o przypadkowym upadku. Co gorsza, widziano, jak robi notatki w małym zeszycie, którego pilnie strzegła. Paranoja Tankiego, wyostrzona latami unikania konsekwencji, poprawnie zidentyfikowała Alicję jako zagrożenie.
– Nie udawaj głupiej, Kowalska – rzucił Tanki, przysuwając się tak blisko, że jego cień padł na drobną sylwetkę Alicji. – Rozpowiadasz bzdury o Krzyśiu Wiśniewskim. Siewca zamętu.
Tłum wokół nich rósł, uczniowie porzucali apel na rzecz oglądania kolejnej ofiary Tankiego. Na ich twarzach malowały się znajome emocje – ulga, że to nie oni stoją na linii ognia, podniecenie dramatem i towarzyszące oglądaniu cudzego upokorzenia poczucie winy.
– Krzyś ma złamaną rękę – powiedziała Alicja, spokojnie, mimo dziesiątek skierowanych w nią obiektywów. – Ktoś powinien się tym przejąć.
Uśmiech Tankiego rozszerzył się z prawdziwą przyjemnością. Ta odmowa poddania się była dokładnie tym, co lubił. – Krzyś się poślizgnął. Niezdary się przewracają. Może powinnaś uważać z rozsiewaniem plotek.
– MożeAlicja uśmiechnęła się, patrząc, jak uczniowie wreszcie mogą oddychać pełną piersią, bez strachu przed kolejnym dniem w szkole, i pomyślała, że prawdziwe zwycięstwo nigdy nie polega na walce, ale na tym, by innym dać odwagę, by przestali się bać.



