Zagadka samotnej owczarki na bezkresnym morzuMarynarze wyciągnęli psa na pokład, ale ich radość zmieniła się w przerażenie, gdy zauważyli, że w jej sierści były splątki sieci rybackich, a w jej oczach odbijał się złowrogi blask tajemniczej głębiny.2 min czytania.

Dzielić

Morze było wzburzone, ciężkie chmury wisiały nad horyzontem, a wiatr smagał fale, zmuszając zardzewiały statek do walki z prądami. Marynarze, stojący na pokładzie, wpatrywali się w morską toń, gdy nagle jeden z nich dostrzegł coś niezwykłego.

— Patrzcie! — krzyknął bosman, wskazując dłonią. — Tam w wodzie… pies!

Wszyscy natychmiast zbiegli się do burty. Wśród morskiej piany płynął samotnie owczarek niemiecki, zdany tylko na siebie w środku bezkresnego oceanu. Marynarze wymienili się zdumionymi spojrzeniami — skąd wzięło się tu zwierzę?

— Musiało się zgubić… Trzeba je wyciągnąć — zdecydował kapitan Nowak.

Statek zaczął zwalniać, by podpłynąć bliżej, lecz nagle pies, zamiast zbliżyć się do ratowników, odwrócił się i pewnie popłynął w przeciwną stronę.

— Co za diabli? — mruknął starszy marynarz Kowalczyk. — On nie chce, żebyśmy go uratowali…

Ciekawość i niepokój zwyciężyły. Załoga postanowiła podążyć za zwierzęciem. Po kilku minutach żeglugi ich oczom ukazał się widok, od którego krew ścięła się w żyłach.

Na falach kołysały się szczątki drewnianej łodzi. Wśród odłamków desek i belek, ledwo utrzymując się na powierzchni, walczyli o życie wyczerpani rozbitkowie — ich twarze były bledsze od księżyca, a w oczach malował się ostatni przebłysk nadziei.

— Ludzie za burtą! — wrzasnął kapitan.

W jednej chwili rozpoczęła się akcja ratunkowa. Spuszczono liny, koła ratunkowe i siatki. Marynarze pracowali w pośpiechu, wyciągając jednego po drugim. Wśród ocalonych była kobieta — Anna Wiśniewska — oraz dwoje nastolatków. Ich usta sine z zimna ledwo poruszały się w bezgłośnym dziękczynieniu.

Gdy ostatni z rozbitków znalazł się na pokładzie, Anna z płaczem przycisnęła do piersi zmoczonego owczarka, który wdrapał się na statek jako ostatni. To ich wierny pies, Burek.

Kiedy nagły sztorm roztrzaskał łódź, rodzina przez godziny walczyła z falami. Siły opuszczały ich z każdą minutą, a nadzieja topniała jak lód w słońcu.

Ale to Burek pierwszy zauważył statek. Wiedząc, że tylko w ten sposób uratuje swoich, popłynął ku niemu, by zwrócić uwagę załogi.

— On nas ocalił… nasz bohater — szlochała Anna, głaszcząc psa po mokrej sierści.

Marynarze patrzyli w milczeniu na zwierzę. W ich oczach malował się podziw. Nawet ci, którzy przeżyli dziesiątki morskich dramatów, nigdy nie widzieli takiej oddania.

Leave a Comment