Chłopiec wynajął motocyklistów, by rozprawili się z partnerem matki4 min czytania.

Dzielić

Dzisiaj widziałem coś, co na zawsze zostanie we mnie. Chłopiec na szpitalnym łóżku, ledwie żywy, wysunął ku mnie garść monet – dwadzieścia osiem złotych w drobnych. „Proszę, niech pan skrzywdzi tego człowieka” – szepnął.

Miał na imię Kacper. Siedem lat. Wewnętrzny krwotok. Złamane żebra. Obrzęk mózgu. Maszyny podtrzymujące go przy życiu brzmiały, jakby już opłakiwały jego los.

Jego mała dłoń złapała mój skórzany kaftan z resztką sił. „To pieniądze od Zębowej Wróżki” – powiedział, krew bulgocząc na wargach. „Wszystkie zaoszczędziłem. Dwadzieścia osiem złotych. Wystarczy, żeby wynająć motocyklistów, tak? Żeby skrzywdzili złych ludzi? Proszę. Zanim on zabije moją małą siostrzyczkę.”

Pielęgniarka próbowała go odciągnąć, prosząc, by odpoczął, ale Kacper nie puszczał mojego kaftana. Jego oczy – jedna spuchnięta, druga jasnozielona, pełna rozpaczy – patrzyły przeze mnie.

„Mówił mamie, że to będzie wyglądało jak wypadek. Że spadłem. Ale ja nie spadłem. On zepchnął mnie ze schodów czternaście razy, aż coś we mnie pękło.”

Wtedy zrozumiałem. To nie była zemsta. To było zeznanie umierającego dziecka. A my byliśmy jego jedynymi świadkami.

Jeżdżę od czterdziestu dwóch lat. Marek „Czołg” Kowalski. Sześćdziesiąt sześć lat. Widziałem wojnę. Widziałem śmierć. Myślałem, że widziałem już wszystko.

Ale do tego wtorku w Szpitalu Dziecięcym nie widziałem niczego.

Byliśmy tam na comiesięcznej wizycie. Czytaliśmy dzieciom, rozdawaliśmy pluszaki. Nas pięciu z „Sokołów” – ja, Wielki Janek, Dymek, Król i Blaszak. Robiliśmy to od lat. Dzieciaki uwielbiały nasze skóry, motocykle przed szpitalem, które widziały przez okna.

Pokój 318 nie był na naszej liście. Ale usłyszeliśmy płacz. Nie dziecięcy – dorosłej kobiety. Płacz duszy, która się rozpada.

Pielęgniarka wybiegła, blada jak ściana.

„Wszystko w porządku?” – spytał Wielki Janek.

„Nie” – odparła cicho, rozglądając się. „Nic nie jest w porządku. Ten chłopiec… to, co mu zrobili…” Urwała. „Nie powinnam mówić.”

„Jaki chłopiec?” – spytałem.

Spojrzała na nasze kaftany, nasze naszywki. Podjęła decyzję.

„Kacper Nowak. Siedem lat. Przywieźli go dwie godziny temu. Spadł ze schodów, mówi matka. Ale ja pracuję na pediatrii dwadzieścia lat. Dzieci nie mają ran obronnych od upadku.”

„Ran obronnych?”

„Dłonie. Poszarpane. Jakby się bronił. Przed kimś.”

Płacz z sali stał się głośniejszy. Kobiecy głos: „Proszę, kochanie, obudź się. Mama przeprasza. Mama tak bardzo przeprasza.”

„Możemy go odwiedzić?” – spytałem.

„Tylko rodzina. Ale…” Spojrzała na pokój, potem na nas. „Jego matka właśnie poszła do łazienki. Gdybyście weszli na trzydzieści sekund…”

Weszliśmy.

Kacper był taki mały w tym łóżku. Wszędzie maszyny, rurki, kable. Twarz spuchnięta do niepoznaki. Obie ręce w gipsie. Bandaże na torsie.

Ale jego oczy były otwarte. Jedna ledwie, przez opuchliznę. Ale otwarte.

Zobaczył nas i nie wyglądał na przestraszonego. Większość dzieci, widząc pięciu postawnych motocyklistów, wpada w panikę. Ale nie Kacper.

„Anioły?” – zaszeptał. „Jestem martwy?”

„Nie, ziomek” – odparłem cicho. „Jesteśmy tylko motocyklistami. Odwiedzamy dzieci.”

„Motocykliści?” Jego zdrowe oko rozszerzyło się lekko. „Prawdziwi? Jak w telewizji? Ci, którzy chronią ludzi?”

„Tak, ziomek. Prawdziwi.”

Wtedy spróbował usiąść. Nie mógł. Maszyny zaczęły piszczeć. Ale sięgnął pod poduszkę, wyciągnął mały woreczek. Monety zabrzęczały w środku.

„Mam pieniądze” – powiedział. „Dwadzieścia osiem złotych. Od Zębowej Wróżki.”

„To świetnie, ziomku—”

„Nie!” Chwycił mnie za kaftan zabandażowaną dłonią. „Słuchajcie. Proszę. Muszę was wynająć.”

„Wynająć nas?”

„Żebyście skrzywdzili go. Darka. Chłopaka mamy. Zanim on skrzywdzi Zosię.”

„Kim jest Zosia?”

„Moja mała siostra. Ma dwa lata. Mówił, że ona będzie następna. Że jak komukolwiek powiem, to Zosia też spadnie ze schodów.”

Wielki Janek uklęknął przy łóżku. „Kacper, co Darek robi?”

„Popycha. Bij”Wtedy wziąłem te dwadzieścia osiem złotych, choć nigdy nie zamierzałem ich brać, i przyrzekłem mu, że Zosia będzie bezpieczna, nawet jeśli miałbym sam stanąć przeciwko całemu światu.”

Leave a Comment