Złociste popołudniowe słońce sączyło się przez kuchenne okno, rozlewając ciepłą poświatę po pomieszczeniu, gdy Halina Kowalska kończyła składać ostatnie pranie. Ale jej serce było ciężkie od troski. Była niedziela wieczór, a Marek miał lada chwila przywieźć ich córkę, Zosię. Ten rytuał, który kiedyś wypełniał ją ekscytacją, teraz stał się źródłem niepokoju. Każdy weekend spędzony z Markiem zdawał się pozostawiać subtelne, ale niepokojące zmiany w Zosi, zmiany, które wżerały się w macierzyńską intuicję Haliny.
Spojrzała na zegarek i poczuła ucisk w klatce piersiowej. Dopiero trzy miesiące minęły od rozwodu, a układ opieki nadal był świeży i bolesny. Co drugi weekend sześcioletnia Zosia zostawała z ojcem, i za każdym powrotem Halina dostrzegała zmęczenie wyryte na twarzy córki, przygaszenie w jej błękitnych oczach i to, jak jej zwykle radosny duch zdawał się przygasać.
Gdy odgłos zatrzaskiwanych drzwi samochodu wyrwał ją z zamyślenia, Halina podbiegła do drzwi wejściowych. Otworzyła je w chwili, gdy Marek prowadził Zosię ścieżką. Jego znany wszystkim uśmiech był na swoim miejscu, ale nie sięgał oczu. „Hej, malutka! Dobrze się bawiłaś?” – powiedział przesadnie wesołym tonem.
Zosia skinęła głową w milczeniu, jej małe palce kurczowo trzymały się pasków plecaka. Halina uklękła, by znaleźć się na jej poziomie, i odgarnęła włosy z czoła córki. „Może ciepła kąpiel, a potem obiad? Zrobiłam twój ulubiony rosół.”
„Jestem bardzo zmęczona, mamo” – szepnęła Zosia, ledwo słyszalnym głosem. „Mogę iść spać?” Niepokój zaszemrał w piersi Haliny. Coś było nie tak. To nie było zwykłe zmęczenie po zabawie; czuło się głębszą, niepokojącą zmianę.
Tej nocy, układając Zosię do snu, Halina nie mogła pozbyć się wrażenia, że dzieje się coś poważnego. Sylwetka córki, zazwyczaj smukła, wydawała się inna; jej brzuch był wyraźnie powiększony, twardy, co nie pasowało do jej chudych rąk i nóg. „Boli cię brzuszek, kochanie?” – zapytała ostrożnie.
Zosia delikatnie skinęła głową. „Czasami, zwłaszcza po jedzeniu u taty.” Serce Haliny opadło. Jakie jedzenie podawał jej Marek? „Co jadłaś tam?” – dopytywała się łagodnie.
„Płatki, czasami coś z budki na wynos i tylko przekąski” – odpowiedziała Zosia, spuszczając wzrok. Halina otuliła córkę kołdrą, czując narastający niepokój. To nie była zwykła niechęć do jedzenia; kryło się coś bardziej niepokojącego. Postanowiła dotrzeć do prawdy i sięgnęła po telefon, by zadzwonić do pediatry, doktor Ewy Nowak. „Potrzebuję natychmiastowej wizyty. Coś jest nie tak z moją córką” – powiedziała drżącym głosem.
Następnego ranka poczekalnia doktor Nowak pachniała cytrynowym środkiem dezynfekującym i wiśniowymi lizakami. Gdy Halina prowadziła Zosię przez kolorowy pokój, widziała strach w oczach dziecka. Gdy doktor Nowak weszła, jej ciepły uśmiech niewiele ukoił niepokój Haliny.
„Witaj, Zosieńko” – powiedziała łagodnie doktor. „Słyszałam, że brzuszek cię boli.” Zosia skinęła głową, wskazując na swój brzuch. Wyraz twarzy doktor zmienił się podczas badania. Halina obserwowała ją uważnie, dostrzegając lekkie zmarszczenie między brwiami.
„Czy zauważyła pani zmiany w apetycie lub… innych nawykach Zosi?” – zapytała doktor delikatnie. Halina wyjaśniła, że Zosia była mniej głodna po weekendach z Markiem i często skarżyła się na bóle brzucha. Zaniepokojenie lekarza rosło w miarę dalszej oceny.
„Zosiu, co jadasz u taty?” – zapytała doktor Nowak. „Płatki i czasami coś z budki” – szepnęła dziewczynka. „A gdzie śpisz?” – kontynuowała. „Na rozkładanej sofie, ale czasami śpi tam też Jaś.”
„Kim jest Jaś?” – zapytała doktor, zmieniając ton na bardziej zatroskany. „Syn kolegi taty. Pilnuje mnie, kiedy tata pracuje” – odparła Zosia cichutko.
Doktor Nowak zachowała spokój, ale Halina widziała niepokój na jej twarzy. Po badaniu doktor wzięła Halinę na bok. „Martwią mnie pewne rzeczy” – powiedziała cicho. „Powiększenie brzucha jest znaczące, musimy natychmiast zrobić badania. Morfologię i może USG.”
Dni po wizycie minęły w pośpiechu między kolejnymi badaniami. Halina wzięła wolne, by zabrać Zosię na pobranie krwi, które dziewczynka zniosła dzielnie. Ale gdy zbliżał się weekend, niepokój Haliny rósł. Marek miał odebrać Zosię na kolejną wizytę, a ona nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś jest bardzo nie tak.
Wtedy zadzwonił telefon. To była przychodnia doktor Nowak. „Pani Kowalska, mamy część wyników Zosi. Morfologia wskazuje na anemię i niedobory, które budzą niepokój. Konieczne jest USG.”
Serce Haliny przyspieszyło. „Co to znaczy? Czy to poważne?”
„Musimy wykluczyć kilka możliwości” – odpowiedziała doktor ostrożnie. „W obecnej sytuacji zalecałabym, by Zosia pozostała w jednym, stabilnym środowisku do czasu pełnej diagnozy.”
Halinie opadły ręce. Wiedziała, że musi zadzwonić do Marka, ale bała się konfrontacji. Gdy w końcu to zrobiła, jego gniewny głos wypełnił jej ucho. „To absurd, Halina. Nie możesz wymyślać kolejnych pretekstów, by utrudniać mi kontakt z córką.”
„To nie pretekst, Marek. Ona jest naprawdę chora!” – błagała Halina. Ale Marek był nieugięty, twierdząc, że odbierze Zosię zgodnie z planem.
Gdy Marek przyjechał, Halina czuła narastający niepokój. Uklękła przed Zosią, starając się ukryć strach. „Pamiętaj, kochanie, zawsze możesz do mnie zadzwonić. O każdej porze.” Zosia skinęła głową, jej oczy były szerokie od obaw.
Gdy samochód Marka odjechał, Halinę ogarnęło przytłaczające uczucie. Wysłała córkę z powrotem w miejsce, które mogło być przyczyną jej choroby. Tej nocy, leżąc w łóżku, złożyła cichą przysięgę: dowie się, co się dzieje. Od tego zależało zdrowie Zosi.
Następnego ranka Halina otrzymała telefon, który zmienił wszystko. „PróbkaPo tym telefonie Halina zrozumiała, że najważniejsza jest miłość i czujność, bo czasem nawet najmniejsze znaki mogą prowadzić do największych zmian w życiu.