Mała dziewczynka zapytała: ‘Zostaniesz moim tatą?’5 min czytania.

Dzielić

Nazywam się Wojciech Kowalski, ale nawet moja własna matka nie wołała na mnie Wojciech. Na mojej kutrze, który noszę od trzydziestu ośmiu lat, naszywka głosi po prostu “Żniwiarz”.

Jestem, a raczej byłem, prezydentem klubu motocyklowego Wilki Pustyni. Mam sześćdziesiąt cztery lata, stoję metr dziewięćdziesiąt pięć i ważę sto trzydzieści kilo przed śniadaniem. Broda mi sięga piersi, ręce są jak mapa tatuaży, a głos mam taki, jakbym płukał gardło żwirem. Dzieci do mnie nie podchodzą. Uciekają.

Byłem na stacji Lotos przy trasie S8, pod Bydgoszczą, tankując mojego Harleya. Był wtorek. Gorąco. Ten rodzaj suchego upału, który wysysa z ciebie życie. Myślałem o zimnym piwie i o bólu w lewym kolanie, które odzywało się głośniej niż nowicjusz w klubie.

Wtedy to poczułem. Szarpnięcie. Malutkie, uparte ciągnięcie za dół mojej skórzanej kamizelki.

Nie jestem typem, który się łatwo zaskakuje, ale spojrzałem w dół, i świat… po prostu się przechylił.

Ona była takim maleństwem. Nie więcej niż pięć lat, blond warkoczyki, duże zielone oczy i brudna różowa koszulka. W jednej ręce trzymała pluszowego królika z jednym uchem, w drugiej miała śmierciścinny uścisk mojej kurtki.

Nie była przestraszona. Po prostu… patrzyła na mnie. Jakbym miał być odpowiedzią.

Rozejrzałem się. Nikogo. Tylko my i dźwięk dystrybutora.

“To jest Pan Puszatek” – powiedziała swoim cieniutkim głosikiem, podnosząc królika. – “On też nie ma taty.”

Zanim zdążyłem cokolwiek wydukać – bo co się mówi na coś takiego? – drzwi stacji zatrzasnęły się. Kobieta, stara, cienka jak patyk i wyglądająca, jakby zobaczyła ducha, wybiegła na zewnątrz, trzymając w ręce paczkę chipsów.

“Lena! LENA! O mój Boże, odejdź od tego człowieka! Chodź tu!”

Była przerażona. Ale dziewczynka, Lena, nawet drgnęła. Wręcz przeciwnie, jeszcze mocniej ścisnęła moją kamizelkę.

“Nie, babciu” – powiedziała Lena. – “Chcę tego. On wygląda na samotnego. Tak jak ja.”

Staruszka, Halina, zamarła. Zobaczyła, jak jej wnuczka kurczowo się mnie trzyma – nie ze strachu, tylko z jakąś rozpaczliwą nadzieją.

“Och, przepraszam pana najmocniej” – wysapała babcia, w końcu docierając do nas. Próbowała odkleić palce Leny od mojej kamizelki. – “Ona nie… ona nie rozumie. Jej ojciec… jej matka… to po prostu był bardzo ciężki rok.”

Spojrzałem na dziewczynkę, która teraz chowała się za moją nogą, używając mnie jak tarczy.

“Ciekł rok?” – zapytałem głosem niskim jak pomruk.

I wtedy usłyszałem słowa, które rozsadziły mój świat.

Lena wyszła zza mojej nogi, spojrzała babci prosto w oczy i powiedziała z dziecięcą, brutalną szczerością: – “Mój tata jest w więzieniu, bo zabił mamę. Babcia mówi, że potrzebuję nowego. Chcesz być moim tatą?”

Cisza przy dystrybutorze była ogłuszająca. Pompa zatrzymała się z głuchym kliknięciem. TIR przemknął obok. Halina, babcia, po prostu… pękła.

Nie płakała. Rozsypała się. Na betonie poplamionym olejem, ta sześćdziesięciosiedmioletnia emerytowana nauczycielka, ostatnia z rodziny, załamała się.

“Zawiodłam ją” – szlochała, zakrywając twarz dłońmi. – “Zawiodłam. Nie umiem tego wytłumaczyć. Nie umiem być matką, ojcem i babcią naraz. Mam sześćdziesiąt siedem lat. Powinnam być na wycieczce. A mój syn… mój syn… zabił ją…”

Lena, z praktycznością, która była przerażająca, poklepała babcię po ramieniu. – “Babcia potrzebuje drzemek” – powiedziała do mnie szeptem. – “Teraz ciągle potrzebuje drzemek.”

Spojrzałem na tę pięcioletnią dziewczynkę, która widziała horror, który złamałby większość dorosłych. Spojrzałem na babcię, tonącą w życiu, którego nie wybrała.

I pomyślałem o mojej córce. O mojej Zuzi. W tym roku skończyłaby trzydzieści lat. Miała mniej więcej tyle, co ta dziewczynka, gdy pijany kierowca uderzył w samochód mojej żony i zabrał obie dwadzieścia dwa lata temu.

Dziura w piersi, pusta od lat, nagle zabolała.

Przysiadłem na piętach. Kolana zatrzeszczały jak wystrzały. Byłem na poziomie oczu dziewczynki.

“Siema, maleńka” – powiedziałem głosem łagodniejszym niż używałem od dekad. – “Jestem pewien, że twoja babcia świetnie się tobą opiekuje.”

“Stara się” – odparła Lena z tą samą powagą. – “Ale jest stara. Nie umie się bawić. I nie zna się na ojcach. Zna się tylko na babciach.”

Spojrzała mi prosto w oczy.

“Ty wyglądasz, jakbyś znał się na ojcach. Jesteś duży.”

W gardle stanął mi guz.

“Nie mogę być twoim tatą, maleńka” – powiedziałem. – “Ale… może mógłbym być twoim przyjacielem? Tak by ci pasowało?”

Zastanowiła się. Bardzo poważnie.

“Przyjaciele uczą jeździć na motorze?”

“Jak będziesz dużo starsza. Może.”

“Przyjaciele przychodzą na przyjęcia herbaciane?”

“Jak są zaproszeni.”

“Przyjaciele” – zniżyła głos – “chronią przed złymi ludźmi?”

Guz w gardle się powiększył.

“Tak, maleńka” – zachrypiałem. – “Przyjaciele to robią.”

“Dobrze” – zdecydowała, wyciągając wolną rękę. – “Możesz być moim przyjacielem. Nazywam się Lena Maria Nowak. Mam pięć i trzy czwarte roku. A ty jak się nazywasz?”

“Wojciech.”

“Za trudne. Będę mówić na ciebie Pan W.”

Halina w końcu opanowała łzy. Patrzyła na mnie, a na jej twarzy malowały się przerażenie i rozpaczliwa nadzieja.

“Panie… ja… nie możemy panu zawracać głowy…”

Wstałem. Wyciągnąłem portfel z tylnej kieszeni, wyjąłem wizytówkę i podałem jej.

“Proszę pani, jestem Wojciech Kowalski. Własność sklepu Wilki Pustyni Auto i Motocykle, dwa przecznice stąd. Radzi pani sobie… świetnie. Ale nie może pani tego robić sama.” Wskazałem na kartkę. – “Jeśli kiedykolwiek będzie”Trzy dni później Halina Nowak zadzwoniła, jej głos był cienki i niepewny, gdy spytała, czy Lena może przyjść zobaczyć warsztat, a ja wiedziałem, że to już nie będzie zwykła znajomość, ale prawdziwa rodzina, zbudowana z bólu, ufności i tych wszystkich drobnych chwil, które składają się na miłość.”

Leave a Comment