Mąż wysłał swoją matkę nad morze. Ale nie spodziewał się, że ja też wyjadę. Na długo.
**Morze i wybór**
— Baśka, twój urlop zostaje odwołany — oznajmił Krzysiek podczas kolacji, rozciągając usta w samozadowolonej minie. Ewidentnie rozkoszował się tą chwilą. — Kupiłem mamie wycieczkę. Całe życie marzyła o morzu, rozumiesz? Niech teraz pojedzie zamiast ciebie, niech się wreszcie odpręży. Zasłużyła.
Barbara powoli oderwała wzrok od talerza. Spojrzała na męża długim, badawczym wzrokiem. Nie powiedziała ani słowa. Tylko delikatnie się uśmiechnęła — nie złośliwie, nie szyderczo, ale zaskakująco spokojnie.
I to właśnie ten uśmiech zaniepokoił Krzyśka. Był gotowy na awanturę, krzyki, na talerze lecące w jego stronę. A tu — cisza. I ten dziwny, niezrozumiały uśmiech.
— To… ty się nie gniewasz? — zapytał niepewnie, tracąc pewność siebie. — Naprawdę?
— Ależ skąd, kochanie — odparła Barbara ciepło, dalej jedząc, jakby nic się nie stało. — Oczywiście, że nie mam nic przeciwko. Skoro mama marzyła o morzu, to niech jej marzenie się spełni. Jakżeby inaczej?
Krzysiek był kompletnie zbity z tropu. Skąd ten anielski ton? Naprawdę przeszło to tak gładko? *No proszę, a moja Baśka okazuje się całkiem rozsądna* — pomyślał z ulgą.
Helena Stanisławowa wyjechała po trzech dniach. Wycieczka nad Bałtyk, nowy kostium kąpielowy, walizka wypchana po brzegi i szczęśliwa, promienna twarz. Gadatliwa jak sójka:
— Patrz, Basieńko, jak mi pasuje ten kapelusz! Pożyczyłam od sąsiadki Ireny, ale już go nie oddam — niech się zazdrości. Krysiu, synku, dziękuję ci serdecznie! Jesteś prawdziwym mężczyzną. A ty, Baśka, nie siedź tu i nie smuć się. Choć… — zaśmiała się cicho — pewnie ci sumienie będzie gryzło, że ja tu sobie odpoczywam, a ty w tym dusznym mieszkaniu siedzisz.
Poczuciem humoru teściowa nie grzeszyła, ale Barbara tylko kiwała głową i się uśmiechała.
Tego wieczoru Krzysiek spokojnie sączył piwo przed telewizorem, oglądając mecz. Czuł się jak bohater: i matce sprawił przyjemność, i w domu uniknął awantury. *Oto dojrzałe, spokojne życie rodzinne — myślał z zadowoleniem. Wszystko pod kontrolą.*
A potem zaczęło się.
Następnego dnia Barbara nie wróciła do domu. Telefon milczał. Krzysiek zaczął się niepokoić dopiero około północy, gdy zajrzał do łazienki i zauważył, że jej szczoteczki do zębów nie ma. Potem rzucił się do szafy — połowa ubrań zniknęła. Z toaletki zniknęły perfumy, kremy, nawet ten nowy kostium kąpielowy, który kupiła na urlop.
Jakby Barbary nigdy tu nie było.
Nazajutrz przyszedł SMS: *„Żegnaj, Krzysiu. Skoro ty nie potrafisz zapewnić mi morza, to ja, jako atrakcyjna kobieta, zorganizuję je sobie sama. Więc nie rozpaczaj i nie pij za dużo — bo nawet na trzeźwo średnio się prezentujesz. Barbara.”*
A pod spodem — zdjęcie. Barbara na tle błękitnego morza, w szerokim kapeluszu, w krótkiej sukience z głębokim dekoltem, z drinkiem w dłoni. Obok — wysoki, brodaty mężczyzna w śnieżnobiałej koszuli. Obydwoje z uśmiechami pełnymi szczęścia i zauroczenia.
Krzysiek patrzył na ekran i nie wierzył własnym oczom. Jak to rozumieć? Ona co, uciekła z jakimś facetem? A co z domem, rodzinnym ogniskiem, pieczątką w dowodzie?
Przez trzy dni siedział w mieszkaniu i pił. Najpierw piwo, potem wódkę, a na koniec coś ciemnego w plastikowej butelce — sam nie pamiętał, co kupił. Telewizor milczał. Ciszę przerywało tylko żałosne miauczenie głodnego kota, który żywił się wyłącznie tym, co udało mu się ukraść ze stołu, gdy pan był nieprzytomny.
Barbara zniknęła, jakby rozpłynęła się w powietrzu.
Siódmego dnia do mieszkania wróciła Helena Stanisławowa — opalona, pełna energii, w okularach przeciwsłonecznych i z magnesem w kształcie mewy na lodówkę.
— Synku, jestem! — zawołała radośnie. — Nie uwierzysz, jak tam pięknie! Morze — krystaliczne, jedzenie — jak w najlepszej restauracji. Tylko przesadziłam z winogronami i przez cały dzień leżałam w łóżku, ale za to jakie łóżko! Widok na basen — boski. A gdzie Baśka?
Krzysiek siedział w fotelu — nieogolony, opuchnięty, w podkoszulku i znoszonym T-shircie. Przed nim stała pusta butelka i miska z zimnym makaronem.
— Baśka… nad morzem — warknął ochryple. — Z kochankiem uciekła. Drugiego dnia po twoim wyjeździe, mamo, po prostu zniknęła. Podrzuciła wiadomość, że wyjechała, bo ja jej morza nie zapewniłem. A potem fotka… Tam z jakimś brodaczem całuje się przy drinku.
Helena Stanisławowa zdrętwiała. Przez minutę stała w milczeniu, aż w końcu wybuchnęła:
— Co to ma znaczyć?! Co za bzdury?! I ty, gamoniu, pozwoliłeś, żeby ci żona uciekła? Jesteś facetem, czy kim? I kto to w ogóle jest, ten brodacz? Gdzie ty byłeś, gdy ona pakowała walizki?
— Piłem.
— No jasne! Po co w ogóle pytam? Oczywiście, że piłeś. A ona tymczasem — nogi za pas i do ciepłych krajów z kochankiem. Ani odrobiny przyzwoitości. A ty siedzisz jak kłoda. Fe! Wstawaj natychmiast, jedź za nią, szukaj!
— Po co, mamo? — uśmiechnął się krzywo. — Napisała jasno: „Żegnaj”. Tu nie ma dyskusji. No i… — teraz ma wszystko: pieniądze, paszport, i najpewniej szczęście.
— Oj, Krzysiu, Krzysiu… Głupi jesteś, głupi… I ja głupia stara — Helena opadła na stołek i wbiła wzrok w podłogę. — To ja wszystko zepsułam. Powinnam była kupić wam wycieczkę, a nie sobie.
Minął miesiąc. Barbara nie wróciła.
Z mediów społecznościowych Helena dowiedziała się, że Barbara wcale nie jest nad Bałtykiem, ale w Chorwacji. Później w Wenecji. PotemA minęły dwa lata, a Krzysiek wciąż mieszkał z matką, podczas gdy Barbara i Andrzej kupili dom nad morzem, gdzie każdego ranka budziła się z uśmiechem i myślą, że najlepszą decyzją w jej życiu było zostawienie przeszłości za sobą.