Motocyklista Uchwycił Moją Porzuconą Córeczkę I Nie Chciał Jej Oddać5 min czytania.

Dzielić

Ten motocyklista trzymał moją porzuconą córeczkę i nie chciał mi jej oddać. Stałam na drugim końcu parkingu i patrzyłam, jak ten ogromny, wytatuowany facet w skórzanej kamizelce tuli moją piętnastomiesięczną córkę do piersi, a ona się śmiała i łapała go za brodę.

Tę samą córeczkę, którą zostawiłam w wózku przed sklepem dwadzieścia minut wcześniej. Tę samą, od której odjechałam, bo nie dawałam już rady.

Wróciłam. Tyle sobie powtarzałam, siedząc w samochodzie trzy przecznice dalej, drżąca i zapłakana. Wróciłam po nią. Potrzebowałam tylko kilku minut, żeby złapać oddech. Kilku minut bez bycia matką. Kilku minut, żeby przypomnieć sobie, jak to jest być wolną.

Ale kiedy wróciłam do sklepu, nie było jej w wózku. Wózek też zniknął. Zaczęłam panikować, biegałam po parkingu, aż w końcu zobaczyłam go. Ten przerażający facet trzymał moje dziecko, jakby było ze szkła. Mówił do niej cicho. Rozśmieszał ją.

Wszędzie były radiowozy. Ochroniarze. Pracownicy sklepu. Ktoś zadzwonił po policję, kiedy znalazł porzucone dziecko. A teraz ten motocyklista stał w centrum uwagi, trzymając moją córkę i nie pozwalając nikomu jej zabrać.

Powinnam była odjechać. Pozwolić, żeby myśleli, że naprawdę ją porzuciłam. Niech system się nią zajmie i odda rodzinie, która naprawdę ją chce. Matce, która nie marzy czasem o zniknięciu.

Ale nie mogłam. Więc wyszłam z samochodu i podeszłam do nich. Nogi miałam jak z ołowiu. Pierwszy zauważył mnie policjant. „Pani zna to dziecko?”

Motocyklista się odwrócił. Nasze spojrzenia się spotkały. I zobaczyłam coś w jego twarzy, co mnie zatrzymało. Nie złość. Nie ocenę. Rozpoznanie. Jakby dokładnie wiedział, co zrobiłam. Jakby rozumiał.

„To moja córka” – wyszeptałam. „Moja córka.”

Wyraz twarzy policjanta się zmienił. „Jesteś matką? Gdzie byłaś? To dziecko zostało porzucone w wózku!”

„Wiem.” Mój głos był ledwo słyszalny. „Zostawiłam ją. Odjechałam. Wróciłam, ale zostawiłam ją.” Parking zamilkł. Wszyscy na mnie patrzyli. Na okropną matkę. Na kobietę, która porzuciła swoje dziecko. Na potwora.

Ale motocyklista nie spuszczał ze mnie wzroku. Nadal trzymał moją córkę, która teraz wyciągała ręce w moją stronę, mówiąc „Mama, mama” swoim słodkim głosikiem, który zwykle sprawiał, że chciałam krzyczeć.

„Proszę podejść tu” – powiedział policjant, sięgając po moje ramię. „Musimy zadać pani kilka pytań.”

„Poczekajcie.” Głos motocyklisty był niski i chropowaty. „Zanim ją aresztujecie, mogę z nią porozmawiać? Tylko minutę.”

Policjant spojrzał na niego sceptycznie. „Panie, ta kobieta porzuciła dziecko. Musimy—”

„Wiem, co zrobiła” – przerwał mu motocyklista. „I wiem, dlaczego to zrobiła. Proszę. Dajcie mi dwie minuty.”

Policjant spojrzał na kolegę, w końcu skinął niechętnie głową. „Dwie minuty. Będziemy tam.” Motocyklista podszedł do mnie powoli, nadal trzymając moją córkę. Z bliska był jeszcze bardziej przerażający. Ponad metr dziewięćdziesiąt, ramiona pokryte tatuażami, broda sięgająca połowy klatki. Typ faceta, od którego matki odprowadzają dzieci.

Ale jego oczy były życzliwe. Smutne. Rozumiejące.

„Jak ma na imię?” – zapytał cicho.

„Zosia.” Mój głos się załamał. „Ma na imię Zosia.”

„Zosia to piękne imię.” Spojrzał na moją córkę, która teraz bawiła się łańcuszkiem na jego szyi. „Jest piękną dziewczynką. Szczęśliwą. Zdrową. Kochaną.”

„Ja jej nie kocham.” Słowa wyleciały, zanim zdążyłam je powstrzymać. „To znaczy, kocham. Chyba. Ale nie potrafię… Nie potrafię już być jej matką. Tonę. Mam dwadzieścia trzy lata i tonę, a nikogo to nie obchodzi, bo powinnam kochać bycie matką.”

Motocyklista powoli skinął głową. „Ojciec?”

„Zniknął. Odszedł, jak byłam w szóstym miesiącu. Powiedział, że nie jest gotowy na ojcostwo.” Zaśmiałam się gorzko. „Ja też nie byłam gotowa, ale nikt nie dał mi wyboru. Wszyscy mówili, że pokocham ją, jak się urodzi. Że będzie inaczej, jak ją przytulę. Ale nie było inaczej. Patrzyłam na nią i czułam tylko przerażenie.”

„Depresja poporodowa?” Pokręciłam głową. „Byłam u lekarza. Dostałam tabletki. Tablety zrobiły ze mnie zombi, ale nie sprawiły, że ją pokochałam. Nie sprawiły, że chcę być jej matką.” Płakałam już, nie dbając o to, kto widzi. „Jestem okropną osobą. Wiem to. Ale zostawiłam ją w tym wózku i kiedy odjeżdżałam, czułam tylko ulgę. Ulgę, że już nie jest moją odpowiedzialnością. Że ktoś inny będzie musiał wymyślić, jak ją utrzymać przy życiu.”

Motocyklista przesunął Zosię na drugie ramię. Położyła głowę na jego ramieniu, zadowolona. Ufna. „Jak masz na imię?”

„Agnieszka.”

„Agnieszka, powiem ci coś. I chcę, żebyś mnie naprawdę usłyszała.” Zrobił pauzę. „Dwadzieścia siedem lat temu zrobiłem dokładnie to, co ty przed chwilą. Zostawiłem mojego półrocznego syna w foteliku przed komisariatem i odjechałem. Miałem dwadzieścia pięć lat, świeżo po wojsku, i nie radziłem sobie z byciem samotnym ojcem. Żona zmarła przy porodzie, a wszyscy oczekiwali, że jakoś to ogarnę. Ale tonąłem. Tak jak ty.”

Otworzyłam usta. „Co?”

„Odjechałem na drugi koniec Polski. Zmieniłem nazwisko. Zacząłem nowe życie. Mówiłem sobie, że mój syn będzie miał lepiej beze mnie. Że ktoś go adoptuje i da mu życie, którego ja nie potrafiłem.” Jego głos był ciężki od emocji. „I tak się stało. Wspaniałe małżeństwo go adoptowało. Dało mu wszystko, czego ja nie potrafiłem. Kochało go tak, jak ja nie umiałem.”

„Ale?”

„Ale myślałem o nim każdego dnia przez dwadzieścia siedem lat. Każdego. Jednego. Dnia. Zastanawiałem się, czy jest szczęśliwy. Czy zdrowy. Czy mnie nienawidzi. Czy wie, że istnie”Teraz patrzę na nią i wiem, że choć może nie zawsze byłam idealną matką, każdego dnia walczyłam, by być dla niej wystarczająco dobra – i to właśnie sprawiło, że nauczyłam się kochać ją taką miłością, jaką zawsze powinnam była czuć.”

Leave a Comment