Ostatnia prośba umierającej dziewczynyBiker spełnił jej życzenie, a w jego sercu na zawsze pozostał ślad tej niezwykłej rozmowy.5 min czytania.

Dzielić

Mała dziewczynka z białą opaską owiniętą wokół głowy podniosła na mnie oczy i wypowiedziała słowa, które złamały mi serce: „Nie chcę przejażdżki motorem. Chcę, żebyś był moim tatusiem przez cały dzień.”

Mam pięćdziesiąt trzy lata, jeżdżę z moim klubem od dwudziestu siedmiu lat i nigdy nie miałem własnych dzieci. Nigdy się nie ożeniłem, nie założyłem rodziny, zawsze myślałem, że ta część życia po prostu nie jest dla mnie.

Ale stojąc w tym salonie, patrząc na sześcioletnią Zosię trzymającą swojego pluszowego misia, poczułem, że coś pęka we mnie na pół.

Jej matka, Kasia, zadzwoniła do naszego klubu trzy dni wcześniej. Głos się jej trząsł przez telefon. „Moja córka ma guza mózgu. Zostało jej może dwa miesiące. Uwielbia motory i zapytała, czy prawdziwy motocyklista mógłby ją zabrać na przejażdżkę, zanim… zanim już nie będzie mogła.”

Prezes klubu poprosił o ochotników. Każdy z nas podniósł rękę. Ale Kasia wybrała mnie, patrząc na zdjęcia. „Zosia powiedziała, że wygląda, jakby dobrze się przytulał” – wyjaśniła prezesowi.

I tak oto znalazłem się w ich małym domu, spodziewając się, że zabiorę tę dziewczynkę na krótką przejażdżkę po osiedlu. Wcześniej jeździłem w akcjach charytatywnych, odwiedzałem chore dzieci w szpitalach – myślałem, że wiem, czego się spodziewać.

Mój Harley był wyczyszczony i wypolerowany, moja kamizelka odświeżona, a nawet przyniosłem jej różowy kask z motylkami.

Ale kiedy usiadłem obok niej na kanapie i zapytałem, czy jest gotowa na przejażdżkę, Zosia pokręciła głową. „Możemy po prostu udawać?” – szepnęła.

„Boli mnie dzisiaj głowa. Lekarz powiedział, że guz sprawia, że kręci mi się w głowie. Ale mama powiedziała, że przyjdziesz, i nie chciałam, żebyś stracił czas, więc…” Jej cichy głos urwał się.

„Możemy udawać, że jesteś moim tatusiem? Tylko na dziś? Nigdy go nie miałam.”

Kasia płakała po cichu w drzwiach. Spojrzałem na nią, a ona wyszeptała: „Przepraszam. Powinnam była ci powiedzieć.”

Ale co miałem zrobić? Odrzucić prośbę umierającej dziewczynki? Wyjść, bo to nie było to, na co się zgadzałem? Jestem wieloma rzeczami, ale nie tym typem faceta.

„Jasne, kochanie” – odparłem, a mój głos zabrzmiał bardziej szorstko, niż zamierzałem. „A co robią tatusiowie z córeczkami?”

Twarz Zosi rozpromieniła się, mimo bólu, który widziałem w jej oczach. „Możesz mi poczytać bajkę? Potem obejrzymy film? I powiesz mi, że jestem ładna i mądra, jak robią to tatusiowie?”

Wtedy się rozpłakałem. Tak po prostu, siedząc obok sześciolatki, którą znałem od pięciu minut.

Bo jaki to świat, w którym dziecko przeżywa życie, nie usłyszawszy nigdy bajki na dobranoc ani słów, że jest ładna i mądra?

Spędziłem następne osiem godzin, będąc tatą Zosi. Przeczytałem jej wszystkie książki z półki – po dwa razy. Oglądaliśmy jej ulubioną bajkę o księżniczce, która ratuje samą siebie.

Zrobiłem jej kanapki, krojąc je w trójkąty, bo powiedziała, że tak robią tatusiowie. Pomagałem jej rysować, a gdy się zmęczyła, przeniosłem ją na kanapę i pozwoliłem zasnąć na moim ramieniu.

Kasia opowiedziała mi ich historię, gdy Zosia spała. Zaszła w ciążę w wieku dziewiętnastu lat. Ojciec odszedł tego samego dnia, gdy się dowiedział. Wychowała Zosię sama, pracując na dwa etaty, ledwo wiążąc koniec z końcem.

Mimo trudności mieli dobre lata. A potem, pół roku temu, Zosia zaczęła skarżyć się na bóle głowy. Gdy wykryli guza, był nieoperacyjny. Zbyt głęboki, zbyt agresywny, rósł za szybko.

„Miesiąc temu zapytała mnie, dlaczego nigdy nie miała taty” – powiedziała Kasia, ocierając łzy. „Wszyscy jej koledzy ze szkoły go mają. Chciała wiedzieć, co z nią nie tak, że tata jej nie chciał.”

„Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jak powiedzieć sześcioletniej umierającej dziewczynce, że niektórzy ludzie są po prostu samolubni i okrutni?”

Gdy Zosia się obudziła, spojrzała na mnie tymi wielkimi oczami i zapytała: „Przyjdziesz jutro?”

Moje serce pękło po raz kolejny. „Tak, córeczko. Przyjdę jutro.”

Minęły cztery miesiące. Dwa miesiące, które lekarze dali Zosi, dawnęły. Przychodziłem każdego dnia.

Czasem robiliśmy wielkie rzeczy – wynosiłem ją na dwór, żeby posiedziała na moim zaparkowanym motorze, pozwalałem udawać, że prowadzi. Czasem małe – oglądaliśmy bajki, rysowaliśmy, bawiliśmy się lalkami.

I każdego dnia mówiłem jej, że jest najpiękniejszą, najmądrześszą i najodważniejszą dziewczynką na świecie.

Moi koledzy z klubu myśleli początkowo, że zwariowałem. Aż poznali Zosię. Wkrótce nie tylko ja ją odwiedzałem.

Inni członkowie klubu przychodzili, by się przywitać, przynosili prezenty, siedzieli z nią, żeby Kasia mogła wziąć prysznic lub zrobić zakupy. Staliśmy się jej rodziną. Nazywała nas „wujkami”.

Fundacja „Marzenie” zaoferowała Zosi spełnienie marzenia – wyjazd do parku rozrywki, by spotkać księżniczkę. Ale Zosia odmówiła.

„Już spełniłam swoje marzenie” – powiedziała coordynatorce. „Mam tatusia i całą rodzinę wujków. Nic więcej mi nie trzeba.”

W zeszłym tygodniu Zosia znacznie się pogorszyła. Guz rósł szybciej. Przestała chodzić o własnych siłach. Wszędzie ją nosiliśmy.

Pielęgniarka hospicyjna powiedziała, że zostało jej kilka dni, może tydzień. Wziąłem wolne z budowy. Nie zamierzałem opuszczać jej ani na chwilę.

Wczoraj rano Zosia obudziła się i poprosiła Kasię, by pomogła jej ubrać się w ulubioną niebieską bluzkę. Potem poprosiła o mnie.

Gdy przyszedłem, siedziała na kanapie, trzymając swojego misia, ledwo mogąc otworzyć oczy. Ale uśmiechnęła się, gdy mnie zobaczyła.

„Cześć, tatusiu” – wyszeptała. Tak nazywała mnie od miesiąca. Już nie „udawanego tI dotknąłem jej policzka i szepnąłem: „Zawsze będę twoim tatusiem, nawet gdy już mnie nie zobaczysz.”

Leave a Comment