Krew spływała po czole Emili Kowalskiej, gdy czołgała się po marmurowej podłodze, kurczowo ściskając złamane żebra. Mężczyzna, który powinien ją kochać — jej mąż, Robert — stał nad nią, trzymając bejsbolową pałę zabrudzoną jej krwią. *Jesteś do niczego* — rzucił lodowatym tonem. *Zosia zasługuje na coś lepszego, niż ty kiedykolwiek mogłabyś jej dać.*
Zosia — jego kochanka — kobieta, która wmówiła mu, że Emilia go ogranicza.
Tej nocy Robert przesadził. Emilia odmówiła podpisania dokumentów na przelew domu na jego nazwisko, a on w przypływie wściekłości bez wahania wymierzył cios. Sąsiedzi słyszeli krzyki, ale nikt nie odważył się interweniować — Robert miał w miasteczku wpływy, a ludzie się go bali. Kiedy wszystko się skończyło, Emilia leżała nieprzytomna, jej ciało było posiniaczone, a duch złamany.
Ale Robert popełnił śmiertelny błąd: zapomniał, kim naprawdę jest Emilia Kowalska. Zapomniał, że jej trzej bracia — Kacper, Filip i Dominik Kowalscy — to nie tylko troskliwi opiekunowie. Byli prezesami trzech najpotężniejszych firm w kraju.
Gdy Kacper odebrał telefon ze szpitala, jego głos stał się zimny jak lód. *Kto to zrobił mojej siostrze?* — zapytał pielęgniarkę. W chwili, gdy wyszeptała nazwisko, nie dodał ani słowa.
W ciągu kilku godzin trzy prywatne odrzutowce wystartowały z Warszawy, Krakowa i Gdańska, wszystkie leciały w to samo miejsce — do małego podwarszawskiego miasteczka, gdzie Robert uważał się za bezkarnego.



