Krew spływała po czole Emili Kowalskiej, gdy czołgała się po marmurowej podłodze, kurczowo ściskając złamane żebra. Mężczyzna, który powinien ją kochać — jej mąż, Marek — stał nad nią z baseballową kijem, na którym czerwieniły się ślady jej krwi.
“Jesteś nic nie warta” — syknął, patrząc na nią lodowatym wzrokiem. “Zuzanna zasługuje na więcej niż ty kiedykolwiek dasz”. Zuzanna — jego kochanka — kobieta, która wmówiła mu, że Emilia trzyma go w miejscu.
Tej nocy Marek przekroczył wszelkie granice. Emilia odmówiła podpisania dokumentów, by przepisać na niego dom, a on, w wybuchu wściekłości, bez namysłu wymierzył cios. Sąsiedzi słyszeli krzyki, ale nikt nie odważył się interweniować — Marek miał w miasteczku władzę, a ludzie się go bali. Kiedy wszystko się skończyło, Emilia leżała nieprzytomna, jej ciało było posiniaczone, a dusza złamana.
Ale Marek popełnił śmiertelny błąd: zapomniał, kim naprawdę jest Emilia Kowalska. Zapomniał, że jej trzej bracia — Jakub, Kacper i Dawid Kowalscy — to nie tylko opiekuńcza rodzina. Byli prezesami trzech najpotężniejszych korporacji w kraju.
Gdy Jakub odebrał telefon ze szpitala, jego głos stał się zimny jak lód. “Kto to zrobił mojej siostrze?” — zapytał pielęgniarkę. Gdy tylko usłyszał nazwisko, nie powiedział już ani słowa.
W ciągu kilku godzin trzy prywatne odrzutowce wystartowały z Warszawy, Krakowa i Gdańska, wszystkie zmierzając tam, gdzie Marek czuł się bezkarny — do małego podmiejskiego miasteczka.



